Strona głównaWydarzeniaPrawda zamiast gestów: Polska pamięć w cieniu niemieckiej narracji. Refleksja nad wykładem...

Prawda zamiast gestów: Polska pamięć w cieniu niemieckiej narracji. Refleksja nad wykładem prof. Andrzeja Nowaka

Opublikowano

spot_img

Wystąpienie prof. Andrzeja Nowaka podczas dyskusji o projekcie Domu Niemiecko-Polskiego stanowi nie tylko głos historyka, ale też świadectwo głębokiej refleksji nad pamięcią, prawdą i odpowiedzialnością. Profesor od pierwszych zdań buduje ton spokojny, a zarazem stanowczy — to głos człowieka, który nie przemawia z pozycji oskarżyciela, lecz świadka historii. Jego analiza trzech filarów projektu – upamiętnienia, spotkania, zrozumienia – odsłania sens dużo głębszy niż polityczna deklaracja. Dla Nowaka pamięć nie jest jednorodnym przekazem, lecz przestrzenią wielu głosów, indywidualnych doświadczeń i wspólnotowych ran.

W kolejnych częściach wykładu profesor prowadzi słuchaczy przez trudne obszary wspólnej historii: brak Polaków w niemieckiej pamięci o wojnie, rozbiory i imperialne porozumienia, niewidzialność Polski w niemieckiej świadomości współczesnej, aż po pytanie o prawdę w opowiadaniu o zbrodniach II wojny światowej. To opowieść o Europie, która zbyt łatwo zapomina, że jej wolność została zbudowana także na cierpieniu narodów z jej wschodniej części. Nowak nie żąda skruchy, lecz prawdy – i dlatego jego wystąpienie staje się apelacją o uczciwą pamięć, wolną od ideologicznych filtrów i wygodnych uproszczeń.

W ten sposób wykład nabiera charakteru nie tylko naukowego, lecz moralnego. Jest wezwaniem do tego, by pamięć o przeszłości była fundamentem zrozumienia, a nie narzędziem polityki. To wizja dialogu, w którym Polska przestaje być nieobecna – staje się równym uczestnikiem rozmowy o historii i o wartościach, które ją tworzą.

Trzy filary pamięci: upamiętnienia, spotkania, zrozumienia

W swoim wystąpieniu prof. Andrzej Nowak już od pierwszych zdań nadaje ton całej refleksji – spokojny, ale stanowczy, pełen namysłu nad znaczeniem pamięci i dialogu w relacjach polsko-niemieckich. Odnosi się do projektu Domu Niemiecko-Polskiego, zaproponowanego przez rząd Niemiec, i do trzech pojęć, które stanowią jego deklarowane filary: upamiętnienie, spotkanie i zrozumienie. Te słowa – na pozór neutralne i oczywiste – profesor poddaje głębszej analizie, proponując, by wyrażać je w liczbie mnogiej: upamiętnienia, spotkania, zrozumienia. W tej pozornie drobnej zmianie kryje się zasadniczy sens jego przesłania. Nowak nie tylko sprzeciwia się jednowymiarowemu ujęciu historii, lecz także stawia tezę, że autentyczna pamięć i prawdziwe porozumienie rodzą się z wielości – nie z narzuconej jednomyślności.

Profesor zwraca uwagę, że pamięć o przeszłości nie może być „centralnie zatwierdzona” ani ograniczona do jednej narracji, nawet jeśli miałaby być najszlachetniejsza z intencji. Każdy człowiek, każda rodzina, każda wspólnota ma prawo do własnego przeżywania historii – i to właśnie tworzy bogactwo ludzkiego doświadczenia. W tym sensie upamiętnienia nie oznaczają szeregu pomników, lecz przestrzeń dla różnorodnych form pamięci – osobistej, lokalnej, narodowej, ale też tej, która wyraża cierpienie, heroizm czy zwykłe, codzienne trwanie.

Z tej samej perspektywy Nowak interpretuje pojęcie spotkań. Nie chodzi o rytuał wspólnych wydarzeń, ale o realny dialog, w którym mogą spotkać się ludzie reprezentujący odmienne punkty widzenia. Profesor akcentuje, że prawdziwa wartość Domu Niemiecko-Polskiego może ujawnić się dopiero wtedy, gdy stanie się on miejscem spotkania nie tylko oficjalnych delegacji, lecz ludzi zdolnych do szczerej rozmowy – także trudnej, niewygodnej, pozbawionej politycznej fasady. W takim rozumieniu „spotkanie” nabiera znaczenia nie administracyjnego, lecz egzystencjalnego – jest gestem otwarcia na drugiego człowieka, na jego doświadczenie, na jego pamięć.

Trzeci z filarów – zrozumienie – prof. Nowak traktuje z filozoficzną głębią. Choć sam odwołuje się do klasycznej, arystotelesowskiej definicji prawdy jako zgodności sądu z rzeczywistością, uznaje, że w sferze pamięci historycznej konieczna jest pokora wobec wielości przeżyć i interpretacji. Nie ma jednej „obowiązującej” wersji historii, tak jak nie ma jednego sposobu na jej przeżywanie. Narzucanie jednej interpretacji – przestrzega Nowak – przypomina praktyki systemów totalitarnych, które próbowały kontrolować nawet ludzką pamięć.

Ten fragment wykładu jest więc nie tylko komentarzem do niemieckiego projektu, ale i swoistym manifestem humanistycznym. To przypomnienie, że wolność myślenia, pluralizm pamięci i gotowość do dialogu są fundamentami nie tylko uczciwej historii, ale i dojrzałej wspólnoty. Prof. Nowak apeluje o dom, w którym pamięć nie będzie narzędziem polityki, lecz przestrzenią dla ludzi – wolnych w swoich przeżyciach, świadomych własnej historii i otwartych na innych.

„Mniej zauważane ofiary” – Polska w cieniu niemieckiej pamięci

W drugiej części swojego wykładu prof. Andrzej Nowak przechodzi od refleksji ogólnej do konkretnego, historyczno-politycznego wymiaru projektu Domu Niemiecko-Polskiego. Zwraca uwagę na element, który określa jako „bardzo pozytywny aspekt” tego przedsięwzięcia – zapowiedź upamiętnienia „mniej zauważanych ofiar”. Samo sformułowanie pochodzi z projektu rządu federalnego Niemiec i staje się punktem wyjścia do pogłębionej diagnozy. Profesor nie ukrywa, że w jego ocenie właśnie Polska – ofiara niemieckiej agresji, okupacji i terroru – należy do tych „mniej zauważanych” w niemieckiej kulturze pamięci.

Nowak nie poprzestaje jednak na stwierdzeniu tego faktu; sięga po konkretne dane, które pokazują, że jego uwaga nie ma charakteru emocjonalnego, lecz opiera się na rzetelnych źródłach. Odwołuje się do badań opinii publicznej przeprowadzonych w Niemczech w 2019 roku przez uznane instytucje. Ankietowani zostali wówczas zapytani, kto – ich zdaniem – powinien być dziś w Niemczech upamiętniany jako ofiara II wojny światowej. Wyniki są wymowne: 82% respondentów wskazało Żydów – i, jak zaznacza profesor, słusznie. Na drugim miejscu znaleźli się Sinti i Roma (44%), dalej – osoby niepełnosprawne zamordowane w czasie wojny, a następnie członkowie niemieckiego ruchu oporu (5%). Wśród kolejnych, coraz mniej licznych kategorii, pojawiały się inne grupy ofiar, takie jak homoseksualiści, ale nie było ani Polaków, ani żadnego innego narodu Europy Wschodniej.

Ten wynik, jak podkreśla Nowak, jest mierzalnym świadectwem stanu niemieckiej pamięci historycznej – jej ograniczenia i selektywności. W niemieckim dyskursie o przeszłości, mimo ogromnej liczby polskich ofiar wojny i okupacji, Polacy pozostają niemal niewidoczni. To nie jest, jak sugeruje profesor, efekt złej woli jednostek, lecz rezultat wieloletniego kształtowania pamięci zbiorowej, w której Polska zajmuje miejsce marginalne.

Ta diagnoza, choć spokojnie wyłożona, ma w sobie pewien ciężar moralny. Wypowiedź Nowaka nie jest oskarżeniem, lecz apelem o uczciwość pamięci – o włączenie polskiego doświadczenia wojny i okupacji do europejskiego kanonu pamięci, który w Niemczech nadal bywa ograniczony do perspektywy zachodniej i wewnątrzniemieckiej. Profesor nie neguje potrzeby upamiętnienia Żydów, Romów czy innych ofiar, ale wskazuje na brak proporcji – na wymazanie bądź pominięcie ofiar polskich i wschodnioeuropejskich.

W ten sposób druga część jego wystąpienia nie tylko komentuje projekt Domu Niemiecko-Polskiego, ale dotyka kwestii znacznie szerszej – prawdy historycznej w zbiorowej świadomości Europy. Nowak przypomina, że upamiętnienie ma sens tylko wtedy, gdy obejmuje całość doświadczenia – także tę jego część, która dotąd pozostawała w cieniu. Dopóki w niemieckiej pamięci nie znajdzie się miejsce dla polskiego losu, nie można mówić o prawdziwym „zrozumieniu” – jednym z trzech filarów, które sam profesor wcześniej analizował.

Zapomniane ofiary – polska tragedia w niemieckiej pamięci wojny

W tej części swojego wykładu prof. Andrzej Nowak pogłębia refleksję nad zjawiskiem braku Polaków w niemieckiej pamięci o II wojnie światowej, przywołując wymowne dane z badań przeprowadzonych przez Instytut Pileckiego. Jak podkreśla, żaden z niemieckich respondentów nie wskazał Polaków jako ofiar – i to właśnie ta cisza, ten brak, jest najdobitniejszym świadectwem kondycji niemieckiej świadomości historycznej. Milczenie bywa bardziej znaczące niż słowa – i w tym wypadku mówi o nieobecności polskiego losu w zachodnim wyobrażeniu o wojnie.

Profesor zatrzymuje się nad tym faktem, kierując uwagę słuchaczy na zasadnicze pytanie: czy ofiara 1,4 miliona cywilnych obywateli Polski – niebędących Żydami – zamordowanych wskutek niemieckiej agresji i okupacji, zasługuje na trwałe miejsce w niemieckiej pamięci? Liczba ta, przywoływana również w rządowym projekcie budowy Domu Niemiecko-Polskiego, jest nie tylko statystycznym wskaźnikiem, ale moralnym wezwaniem do refleksji. Choć Nowak zastrzega, że szacunki mogą być dyskusyjne, sam fakt tej skali zbrodni nie budzi wątpliwości.

W porównaniu z sześcioma milionami Żydów zamordowanych w czasie Zagłady, Polacy – jak zauważa profesor – stanowią czterokrotnie mniejszą grupę ofiar. Ale jego pytanie nie dotyczy proporcji, lecz samej hierarchizacji ludzkiego cierpienia: czy mniejsza liczba ofiar czyni je mniej wartymi pamięci? Czy można przeliczać ludzkie życie na procenty zbiorowej świadomości? Nowak podkreśla, że to nie jest kwestia matematyki, lecz moralności i prawdy historycznej. Każda ofiara zasługuje na pamięć – tym bardziej te, które zostały zapomniane lub przemilczane.

W tym fragmencie wyraźnie widać, że profesor nie tylko analizuje dane, lecz stawia przed słuchaczem pytanie o sumienie historyczne. Wzywa do zastanowienia się nad tym, dlaczego w niemieckiej kulturze pamięci zbrodnie na Polakach – choć udokumentowane, masowe i brutalne – nie stały się częścią powszechnej świadomości. To nie jest apel o rywalizację w cierpieniu, ale o uczciwe włączenie polskiego doświadczenia w europejski pejzaż pamięci, w którym każda ofiara ma prawo do imienia, głosu i upamiętnienia.

Nowak prowadzi swoją myśl z charakterystyczną dla siebie równowagą – bez patosu, ale z głębokim przekonaniem, że prawdziwe „zrozumienie” między narodami nie może powstać bez pełnej prawdy o przeszłości. Dopóki w niemieckiej pamięci nie zostanie dostrzeżona polska tragedia cywilna, dopóty będzie to pamięć niepełna, fragmentaryczna – pamięć, która potrzebuje nie tylko faktów, ale i odwagi, by spojrzeć w oczy temu, co długo pozostawało niewidzialne.

Rozbiory Polski – lekcja o imperializmie i zdradzie europejskiej solidarności

W kolejnej części swojego wykładu prof. Andrzej Nowak wprowadza wątek rozbiorów Polski – temat, który, jak sam zauważa, pozostaje często pomijany w zachodnioeuropejskiej świadomości historycznej, mimo że dla Polaków stanowi jeden z najbardziej bolesnych i formujących momentów dziejowych. Profesor przypomina, że pozbawienie Polski niepodległości na 123 lata było nie tylko tragedią narodową, ale także wydarzeniem o ogromnym znaczeniu dla zrozumienia europejskiej historii politycznej. Zwraca uwagę, że w tym procesie kluczową rolę odegrały dwa imperia – Prusy Fryderyka i jego następców oraz Rosja Katarzyny II. To właśnie z ich porozumienia, opartego na cynicznej kalkulacji i pogardzie dla prawa mniejszych narodów, narodziła się jedna z najtrwalszych traum polskiej pamięci zbiorowej.

Nowak interpretuje ten epizod nie tylko jako historyczną krzywdę, lecz przede wszystkim jako przestrogę przed niebezpieczeństwem imperializmu – przed siłami, które ponad głowami słabszych narodów potrafią się porozumieć, by podzielić między siebie świat. W jego ujęciu to właśnie imperializm, a nie nacjonalizm, stanowił – i nadal stanowi – główne źródło zagrożeń dla wolności narodów Europy Środkowo-Wschodniej. Rozbiory stają się tu symbolem nie tylko utraty państwowości, ale też zdrady idei europejskiej solidarności: momentem, w którym potężne mocarstwa porozumiały się kosztem narodu, który nie miał siły się obronić.

Profesor przenosi tę refleksję w teraźniejszość, wskazując, że współczesna Europa często skupia swoją uwagę wyłącznie na potępieniu nacjonalizmów, co choć uzasadnione, bywa uproszczeniem. W rezultacie ginie z pola widzenia inny, bardziej realny dziś problem – odradzające się imperializmy, które nie muszą już posługiwać się otwartą przemocą, by narzucać swoją wolę. Mogą działać poprzez ekonomię, politykę, presję informacyjną czy manipulację pamięcią historyczną.

W tym fragmencie wykładu Nowak stawia niezwykle aktualną diagnozę: świat współczesny ponownie staje wobec logiki imperiów, które próbują ustalać strefy wpływów kosztem państw położonych pomiędzy nimi. W tym kontekście historia rozbiorów przestaje być jedynie rozdziałem w podręczniku – staje się ostrzeżeniem i lekcją dla współczesnych. Polska, doświadczona przez wieki utratą niepodległości i dominacją silniejszych sąsiadów, rozumie to niebezpieczeństwo lepiej niż wielu jej zachodnich partnerów.

Nowak przypomina więc, że prawdziwe zrozumienie między narodami wymaga pamięci nie tylko o ofiarach wojen, ale i o źródłach tych wojen – o imperialnych ambicjach, które zawsze rodzą nowe tragedie. To właśnie w tej perspektywie upamiętnienie rozbiorów staje się nie aktem żalu, lecz aktem odpowiedzialności – ostrzeżeniem, które może pomóc Europie uniknąć powtórzenia błędów przeszłości.

Imperialne porozumienia i pokusa appeasementu – polskie doświadczenie jako przestroga dla Europy

W kolejnej odsłonie swojego wykładu prof. Andrzej Nowak rozwija myśl o imperialnych porozumieniach zawieranych kosztem słabszych narodów, nawiązując do własnej pracy naukowej. Przywołuje swoją książkę wydaną w Niemczech przez wydawnictwo De Gruyter, w której analizuje nie tyle dobrze znane porozumienie w Monachium z 1938 roku, ile wcześniejszy, mniej omawiany epizod – próbę zbliżenia między Rosją Sowiecką Włodzimierza Lenina a Wielką Brytanią. Jak przypomina profesor, w tamtym momencie Londyn był gotów oddać całą Polskę w ręce bolszewickiej Rosji, kierując się logiką appeasementu, czyli uspokajania agresora kosztem cudzej wolności.

Nowak akcentuje, że Polska zdołała uniknąć tego losu wyłącznie dzięki własnemu wysiłkowi – zbrojnemu oporowi w 1920 roku i zwycięstwu w Bitwie Warszawskiej, które powstrzymało pochód bolszewizmu na Zachód. Ten epizod, jego zdaniem, zasługuje na przypomnienie nie tylko jako fragment narodowej chwały, ale jako lekcja o moralnych i politycznych konsekwencjach ustępstw wobec tyranii. Profesor czyni tu symboliczny gest – wręcza prowadzącemu wykład swoje książki – po czym powraca do głównego wątku refleksji: potrzeby pamiętania o stałym zagrożeniu ze strony imperializmów i o pokusie ich usprawiedliwiania.

To właśnie w tym miejscu wykład Nowaka zyskuje szczególną aktualność. Historyk wskazuje, że polskie doświadczenie nie jest „prowincjonalną traumą”, lecz uniwersalnym ostrzeżeniem dla współczesnej Europy. Zjawisko porozumiewających się imperiów – czy to w XVIII wieku, czy w XX – powraca w różnych formach. Towarzyszy mu zwykle pokusa tzw. realizmu politycznego, który w imię „pokoju” i „równowagi sił” godzi się na poświęcenie losu słabszych narodów. W istocie, jak podkreśla profesor, to nie nacjonalizmy, lecz imperializmy i appeasement wobec nich stanowią największe zagrożenie dla wolności i pokoju.

Dlatego – mówi Nowak – Dom Niemiecko-Polski nie powinien być jedynie miejscem historycznych wspomnień, lecz przestrzenią refleksji nad mechanizmami politycznego złudzenia i moralnej bierności, które w historii Europy wielokrotnie prowadziły do tragedii. Polska, dzięki własnemu doświadczeniu walki z imperialnymi potęgami i odrzuceniu logiki appeasementu, ma do odegrania ważną rolę w przypominaniu tej lekcji.

W tym sensie apel profesora wykracza daleko poza historiografię – to manifest odpowiedzialnej pamięci, która nie ma być narzędziem oskarżeń, lecz formą ostrzeżenia. W świecie, w którym imperialne ambicje znów budzą się do życia, pamięć o dawnych błędach Zachodu staje się nie tylko obowiązkiem historyków, ale i warunkiem utrzymania wolności w Europie.

Niedostrzegana Polska – między niemieckim spojrzeniem a cieniem dawnych imperiów

W tej części wykładu prof. Andrzej Nowak wprowadza niezwykle istotny wątek — zjawisko „niedostrzegania Polski” w niemieckiej świadomości historycznej i politycznej. Jak podkreśla, nie chodzi tu o wrogość czy antypolskie nastawienie, lecz o coś znacznie subtelniejszego, a przez to bardziej niebezpiecznego: o trwałe pomijanie Polski w niemieckim obrazie świata. Z perspektywy badacza, który od lat zajmuje się także niemieckim spojrzeniem na historię Europy Środkowo-Wschodniej, Nowak zauważa, że w niemieckim dyskursie publicznym Polska często znika — zostaje niejako „wymazana” z mapy świadomości.

Jak mówi profesor, w powszechnym niemieckim wyobrażeniu na wschód od Niemiec istnieje tylko Rosja. To uproszczenie, utrwalone w języku, mediach i polityce, ma swoje symboliczne potwierdzenie w wypowiedziach najwyższych przedstawicieli niemieckiego państwa. Nowak przywołuje tu wielokrotnie powtarzaną przez kanclerz Angelę Merkel frazę: „Naszym największym sąsiadem na wschodzie jest Rosja.” Wypowiedź ta — choć z pozoru niewinna, może nawet geograficznie usprawiedliwiona — w rzeczywistości ujawnia głębokie zaniedbanie poznawcze. Bo przecież Rosja nie graniczy z Niemcami. Graniczy z nimi Polska.

W tym pozornie drobnym błędzie semantycznym — w tym „lapsusie”, jak nazywa go Nowak — kryje się pamięć o starych schematach myślenia, w których Europa Wschodnia była widziana jako przestrzeń pomiędzy dwoma imperiami, a nie jako dom suwerennych narodów. Takie uproszczenie prowadzi do niebezpiecznego zatarcia granic – nie tylko geograficznych, ale i moralnych. Bo jeśli Niemcy uznają Rosję za swojego „najważniejszego wschodniego sąsiada”, wówczas Polska i inne kraje regionu znów zostają zepchnięte do roli terytoriów pośrednich, buforowych, a nie równoprawnych podmiotów politycznych.

Profesor wskazuje, że takie myślenie ma długą tradycję i od razu budzi historyczne skojarzenia z momentami, gdy Niemcy i Rosja rzeczywiście były sąsiadami — to znaczy z okresami rozbiorów Polski w XVIII wieku oraz z paktem Ribbentrop–Mołotow z 1939 roku. Oba te wydarzenia łączy wspólny mianownik: likwidacja niepodległości państwa polskiego w wyniku porozumienia dwóch potęg imperialnych. W tym sensie język, którym posługują się współcześni niemieccy politycy, może nieświadomie przywoływać niebezpieczne echa przeszłości.

Dlatego — konkluduje Nowak — należy stanowczo przypominać o istnieniu krajów położonych między Niemcami a Rosją: Polski, Litwy, Łotwy, Estonii, Ukrainy i Białorusi. To nie są „peryferia” wielkiej polityki europejskiej, lecz region o własnej historii, tożsamości i znaczeniu, którego doświadczenie uczy Zachód pokory wobec geopolitycznych złudzeń. Profesor podkreśla, że prawdziwe zrozumienie w relacjach niemiecko-polskich zacznie się dopiero wtedy, gdy Niemcy przestaną patrzeć „przez Polskę” na Rosję i zaczną widzieć Polskę jako partnera, a nie korytarz między Zachodem a Wschodem.

W ten sposób jego wykład nabiera wymiaru nie tylko historycznego, ale także moralno-politycznego: to apel o odzyskanie widzialności Polski w świadomości europejskiej. Bo jak przypomina Nowak — pominięcie jest także formą zapomnienia, a zapomnienie bywa początkiem błędów, które historia już raz bardzo drogo przypłaciła.

Polska – niewidzialny gigant niemieckiej gospodarki

W tej części swojego wykładu prof. Andrzej Nowak przenosi refleksję z obszaru pamięci i polityki historycznej na teren współczesnych relacji gospodarczych, pokazując, że problem „niewidzialności Polski” w niemieckiej świadomości dotyczy nie tylko historii, lecz także teraźniejszości. Przytacza konkretne dane, które ukazują skalę realnych więzi ekonomicznych między oboma krajami — i kontrastują ją z ich symboliczną nieobecnością w niemieckim myśleniu o świecie.

Profesor przypomina, że Polska jest dziś czwartym partnerem handlowym Niemiec, ustępując jedynie Stanom Zjednoczonym, Chinom i Francji. Co więcej, jeśli zsumować wymianę handlową Niemiec z Polską i Czechami, to łączne obroty przewyższają handel Niemiec z Chinami – faktem, który dla wielu niemieckich obywateli mógłby brzmieć wręcz zaskakująco. Polska nie tylko wyprzedza Wielką Brytanię i Włochy, ale stała się jednym z filarów niemieckiego eksportu i importu, integralnym elementem europejskiego łańcucha przemysłowego.

A jednak — zauważa Nowak — w świadomości przeciętnego Niemca Polska niemal nie istnieje jako ważny partner gospodarczy. Nie pojawia się w medialnych debatach, nie zajmuje miejsca w wyobraźni społecznej, które odpowiadałoby jej realnemu znaczeniu. Profesor podkreśla przy tym, że nie mówi tego z narodowej pychy czy kompleksu, lecz z potrzeby uczciwego spojrzenia na fakty. Polska – jak stwierdza – nie oczekuje od Niemiec pochlebstw ani symbolicznego dowartościowania, lecz uznania rzeczywistości, w której oba kraje są wobec siebie gospodarczo współzależne.

Ta współzależność jest czymś więcej niż tylko rachunkiem ekonomicznym. W ujęciu Nowaka stanowi ona potencjalny fundament dla prawdziwego dialogu – nie opartego wyłącznie na gestach politycznych czy historycznych deklaracjach, ale na wspólnym interesie, codziennym współdziałaniu i zaufaniu budowanym w praktyce. „To właśnie ta wzajemna zależność powinna nas zbliżać” – mówi profesor.

Jego słowa mają wymiar zarówno realistyczny, jak i symboliczny. Pokazują, że mimo przeszłych konfliktów i wciąż obecnych różnic w narracjach pamięci, Polska i Niemcy są dziś połączone siecią realnych powiązań – gospodarczych, społecznych i ludzkich, które tworzą tkankę nowego sąsiedztwa. Problemem nie jest więc brak współpracy, lecz brak świadomości tej współpracy po stronie niemieckiej opinii publicznej.

W tym fragmencie wykładu Nowak apeluje o coś więcej niż korektę ekonomicznych danych – o przemianę wyobraźni, która pozwoli Niemcom dostrzec Polskę nie jako „peryferyjny rynek pracy”, ale jako pełnoprawnego partnera współtworzącego europejską gospodarkę. To zrozumienie, zdaniem profesora, jest niezbędnym warunkiem dla autentycznego „zrozumienia” – jednego z trzech filarów, które otwierały jego wykład o Domu Niemiecko-Polskim.

Pokusa niedostrzegania i rola nauczyciela – przeszkody w prawdziwym dialogu polsko-niemieckim

W tym fragmencie wykładu prof. Andrzej Nowak przechodzi od analizy pamięci historycznej do refleksji nad współczesną kulturą dialogu między Polską a Niemcami. Jego diagnoza jest wyważona, ale stanowcza: prawdziwe porozumienie nie jest możliwe tam, gdzie jedna strona wciąż patrzy na drugą z góry – jak nauczyciel na ucznia. To właśnie ta postawa, jak zauważa profesor, stanowi jedną z największych barier w relacjach polsko-niemieckich: nie wrogość, lecz asymetria spojrzenia.

Nowak dostrzega, że Niemcy – często nieświadomie – przyjmują wobec Polski rolę mentora, który „uczy” Polaków nowoczesności, europejskich standardów, właściwego sposobu myślenia o historii i demokracji. Taka postawa, nawet jeśli wynika z dobrych intencji, zakłada milcząco, że Polska wciąż „musi się nauczyć”, podczas gdy Niemcy już „wiedzą”. W efekcie zamiast rozmowy partnerskiej pojawia się moralizatorski ton, który utrudnia wzajemne zrozumienie.

Profesor przywołuje tu charakterystyczny przykład – często używaną niegdyś metaforę „Niemiec jako adwokata Polski”. Była ona popularna zwłaszcza w latach, gdy Polska zabiegała o członkostwo w Unii Europejskiej. Jednak, jak słusznie zauważa Nowak, to określenie zawiera w sobie pewien upokarzający schemat – bo jeśli ktoś jest adwokatem, to znaczy, że reprezentuje stronę słabszą, oskarżoną, wymagającą obrony. Polska w takiej relacji przestaje być podmiotem, a staje się petentem.

Analogicznie, profesor odrzuca podobne określenie w odniesieniu do współczesnej roli Polski wobec Ukrainy. Mówienie, że Polska jest „adwokatem Ukrainy”, powiela ten sam model myślenia – z góry, z pozycji lepiej wiedzącego. Tymczasem, jak podkreśla Nowak, żaden naród nie powinien być nauczycielem drugiego. Wzajemny szacunek zaczyna się dopiero tam, gdzie strony potrafią słuchać się nawzajem, bez potrzeby udzielania lekcji.

W ten sposób profesor formułuje ważną zasadę dla współczesnego dialogu europejskiego: prawdziwa wspólnota nie rodzi się z dydaktyki, lecz z pokory i ciekawości drugiego człowieka. Tylko wtedy możliwe staje się autentyczne „spotkanie” – jedno z trzech pojęć, od których rozpoczął swój wykład. Spotkanie, które nie jest pouczaniem, ale rozmową.

Republika Weimarska – zapomniane ogniwo w historii niemiecko-polskich napięć

W tej części swojego wystąpienia prof. Andrzej Nowak zwraca uwagę na niepokojący brak w koncepcji planowanej wystawy Domu Niemiecko-Polskiego — pominięcie okresu Republiki Weimarskiej. Choć w niemieckiej narracji historycznej ten czas często jawi się jako symbol demokratycznych nadziei i ofiara późniejszego triumfu nazizmu, z polskiej perspektywy – jak podkreśla profesor – był to okres narastającej wrogości wobec Polski, a nawet przygotowania gruntu pod późniejszy totalitaryzm.

Nowak zauważa, że w niemieckiej świadomości Republika Weimarska funkcjonuje jako uosobienie kruchej demokracji, zniszczonej przez Hitlera. Jednak z punktu widzenia polskiego doświadczenia to właśnie w tym okresie rodziły się postawy, które umożliwiły dojście nazistów do władzy. Wrogość wobec odrodzonej Polski była niemal powszechna — zarówno wśród elit politycznych, jak i w szerokich kręgach społecznych. Co więcej, nie ograniczała się do skrajnych ugrupowań, lecz była wspólnym mianownikiem większości partii, od konserwatystów po socjaldemokratów.

Profesor podkreśla, że nie sposób zrozumieć późniejszej polityki Hitlera wobec Polski i Europy Wschodniej bez poznania atmosfery Republiki Weimarskiej – jej prasy, debat, nastrojów społecznych i wypowiedzi czołowych polityków. To w tym okresie ugruntowała się narracja o „niesprawiedliwości Traktatu Wersalskiego” i o „krzywdzie Niemiec”, której symbolem miało być istnienie niepodległej Polski. Wrogość wobec polskiej państwowości stała się więc nie epizodem, lecz trwałym elementem niemieckiej polityki i kultury politycznej tamtych lat.

Nowak przypomina również, że pakt Ribbentrop–Mołotow z 1939 roku miał swój wcześniejszy pierwowzór w porozumieniu z Rapallo z 1922 roku, zawartym między Republiką Weimarską a Rosją Sowiecką. Choć przedstawiany jako dyplomatyczny gest normalizacji stosunków, w rzeczywistości był on – jak zauważa profesor – układem wymierzonym w Polskę, obejmującym tajne postanowienia o współpracy militarnej i technologicznej.

Z tej perspektywy pominięcie Republiki Weimarskiej w narracji wystawy nie jest tylko brakiem chronologicznym, ale zniekształca zrozumienie całego ciągu historycznych przyczyn prowadzących do tragedii 1939 roku. Jeśli projekt Domu Niemiecko-Polskiego ma rzeczywiście służyć „zrozumieniu” – jednemu z trzech jego deklarowanych filarów – to właśnie ten etap historii powinien znaleźć w nim swoje miejsce. Jak podkreśla Nowak, bez uświadomienia sobie tego ogniwa – współpracy dwóch imperiów przeciw Polsce – pamięć o XX wieku pozostaje niepełna, a lekcja historii niedokończona.

Schiller i lekcja o Polsce – republika między imperiami

W tej części swojego wykładu prof. Andrzej Nowak wprowadza refleksję o szczególnym znaczeniu kultury i literatury w zrozumieniu historii. Przechodzi do – jak sam mówi – „najtrudniejszego fragmentu wspólnej historii Europy”, ale czyni to w sposób nieoczekiwany: przez odwołanie do dwóch niemieckich myślicieli – Fryderyka Schillera i Reinharta Kozeleka. To gest symboliczny, pokazujący, że prawdziwy dialog między narodami nie polega na rywalizacji pamięci, lecz na wzajemnym czerpaniu z dorobku intelektualnego i duchowego drugiego.

Nowak zaczyna od Schillera – klasyka niemieckiej literatury, którego ostatnie, niedokończone dzieło Demetriusz staje się dla niego punktem wyjścia do głębszej refleksji. Ten dramat, osadzony w realiach początku XVII wieku, przypomina o Polsce jako o kraju położonym między Niemcami a Rosją, ale niebędącym ich „peryferium”, lecz samodzielnym podmiotem politycznym o wyjątkowej kulturze wolności. Schiller zafascynowany był polskim Sejmem, debatami parlamentarnymi i — co szczególnie podkreśla Nowak — prawem weta, które w jego oczach stanowiło dowód niezwykłego, republikańskiego ducha Polaków.

To, co dla Schillera było fenomenem – swoboda dyskusji, prawo jednostki do sprzeciwu wobec większości – dla późniejszych pokoleń stało się często przedmiotem szyderstwa, interpretowanym jako symbol anarchii. Nowak przywraca temu pojęciu właściwy sens: prawo weta było nie tylko ryzykownym mechanizmem ustrojowym, lecz również filozofią wolności, wyrażającą przekonanie, że nawet mniejszość ma prawo zatrzymać decyzję większości, jeśli uważa ją za niesprawiedliwą lub niebezpieczną.

Profesor odczytuje więc Demetriusza jako literackie świadectwo europejskiego uznania dla polskiego republikanizmu – uznania, które z czasem zanikło. Schiller, wrażliwy na ideę wolności obywatelskiej, dostrzegał w Polsce coś, czego jego własny kraj dopiero się uczył: kulturę debaty, odpowiedzialności i pluralizmu.

W ten sposób Nowak, poprzez Schillera, przypomina o innym obliczu polskiej historii – tej, która nie jest historią ofiary czy podmiotu rozbiorów, lecz historii wolności i obywatelskiego ducha. To właśnie ten element, zdaniem profesora, powinien wybrzmieć w refleksji o wspólnej przeszłości Polski i Niemiec. Bo tylko wtedy, gdy Niemcy dostrzegą w Polsce nie tylko „naród cierpienia”, lecz także „naród wolności”, możliwe stanie się prawdziwe porozumienie i wzajemne zrozumienie między oboma krajami.

Reinhart Kozelek i prawo weta wobec zapomnienia

W tej części wykładu prof. Andrzej Nowak odwołuje się do postaci niezwykle symbolicznej – Reinharta Kozeleka, niemieckiego historyka i teoretyka dziejów, który w jego interpretacji staje się moralnym autorytetem i przewodnikiem w refleksji nad pamięcią historyczną. Wybór Kozeleka, człowieka, który przeszedł przez najciemniejsze doświadczenia XX wieku – Stalingrad i Auschwitz – nie jest przypadkowy. To postać, w której biografii skupia się dramat całej Europy: sprawcy i ofiary, winy i oczyszczenia, pamięci i odpowiedzialności.

Nowak przypomina, że Kozelek, mimo że walczył w Wehrmachcie, po wojnie stał się jednym z najważniejszych głosów sprzeciwu wobec narzucania jednolitej, państwowej polityki pamięci. W artykule opublikowanym w 1995 roku w Frankfurter Allgemeine Zeitung, z okazji pięćdziesięciolecia zakończenia II wojny światowej, Kozelek ostrzegł, że żaden naród i żaden rząd nie ma prawa zawłaszczać pamięci jednostek. Każdy, kto przeżył historię, ma prawo do własnego wspomnienia – do swojego „prawa weta” wobec oficjalnych narracji.

To pojęcie, „prawo weta”, które wcześniej fascynowało Schillera w kontekście polskiej tradycji republikańskiej, tutaj zyskuje nowy, moralny wymiar. Dla Kozeleka to nie narzędzie polityczne, lecz prawo sumienia, które chroni prawdę przed manipulacją. Historyk sprzeciwiał się zarówno ideologicznej jedności pamięci, jak i hierarchizacji ofiar. Pisał, że Niemcy nie mogą uznać sprawy pamięci za „załatwioną” po wzniesieniu Pomnika Ofiar Holokaustu. Upominał się o tych, o których milczano – o Polaków, Sinti i Romów, ofiary okupacji w Europie Środkowo-Wschodniej. To właśnie Polacy, jak przypomina Nowak, zostali przez Kozeleka wymienieni na pierwszym miejscu: „To im należy się pomnik.”

W tym geście Kozelek przekraczał podziały narodowe. Nie mówił jako Niemiec próbujący odpokutować, ale jako człowiek, który zrozumiał odpowiedzialność pamięci. Jego słowa były nie tyle aktem skruchy, co apelem o zachowanie prawdy – także tej bolesnej dla własnego narodu.

Nowak przywołuje jednak również drugą, mroczniejszą część refleksji Kozeleka: jego ostrzeżenie przed przyszłością bez świadków. Historyk zauważał, że dopóki żyją ludzie pamiętający wojnę, dopóty istnieje naturalne „prawo weta” wobec kłamstwa – ktoś zawsze może powiedzieć: „Nie, tak nie było.” Ale gdy świadkowie odejdą, gdy nie będzie już nikogo, kto widział, słyszał i pamięta, przeszłość stanie się bezbronna. Wtedy – pisał Kozelek – można będzie zrobić z niej wszystko: uprościć ją, przekształcić w spektakl, w „Disneyland pamięci”.

Profesor Nowak rozwija tę myśl, wskazując, że to właśnie dziś, gdy pokolenie świadków II wojny światowej odchodzi, pojawia się największe zagrożenie dla prawdy historycznej. Bez świadków i ich „prawa weta” łatwiej manipulować historią, łatwiej budować wygodne narracje polityczne, w których cierpienie i wina zostają zrelatywizowane.

Dlatego – podkreśla Nowak – w planowanym Domu Niemiecko-Polskim nie wystarczy stworzyć wystawy i pomnika. Trzeba też zachować ducha sprzeciwu wobec kłamstwa – prawo do indywidualnej pamięci, prawo każdego narodu i każdej jednostki do własnej prawdy. Tylko w ten sposób można uniknąć losu „Disneylandu historii”, w którym przeszłość staje się widowiskiem pozbawionym sumienia.

Ludobójstwo przed 1941 rokiem – przemilczane ofiary polskie

Kontynuując swoją analizę, prof. Andrzej Nowak – idąc tropem Schillera i Kozeleka, którzy przypominali o odpowiedzialności prawdy i indywidualnej pamięci – przechodzi do najboleśniejszego punktu swojej refleksji: pomijania pojęcia „ludobójstwo” w odniesieniu do polskich ofiar II wojny światowej.

Profesor zwraca uwagę, że w projekcie wystawy Domu Niemiecko-Polskiego słowo „ludobójstwo” pojawia się siedemnaście razy, jednak ani razu nie dotyczy Polaków – mimo że Polacy stanowili jedną z głównych ofiar niemieckiej polityki eksterminacyjnej. Termin ten jest używany wyłącznie w kontekście Holokaustu, eksterminacji Romów i Sinti, a także ludności cywilnej po ataku Niemiec na Związek Sowiecki w 1941 roku. W efekcie powstaje fałszywe wrażenie, że ludobójstwo rozpoczęło się dopiero wraz z Barbarossą, a przedtem Niemcy prowadzili jedynie działania militarne.

Nowak stanowczo sprzeciwia się temu uproszczeniu. Przypomina, że zbrodnie o charakterze ludobójczym na Polakach rozpoczęły się już w 1939 roku – od pierwszych dni wojny. Wystarczy wspomnieć akcję Intelligenzaktion, w ramach której niemiecka administracja i SS wymordowały dziesiątki tysięcy przedstawicieli polskich elit – nauczycieli, duchownych, lekarzy, ziemian, urzędników. Była to planowa eksterminacja narodu, wymierzona nie w wojsko, lecz w tych, którzy stanowili fundament jego tożsamości.

Profesor podkreśla, że prawda o niemieckiej polityce okupacyjnej w Polsce wymaga nazwania rzeczy po imieniu: było to ludobójstwo, a nie „represje”, „odwet” czy „wojenne zbrodnie”. W Generalnym Gubernatorstwie, już od jesieni 1939 roku, Niemcy realizowali plan biologicznego wyniszczenia narodu polskiego – poprzez egzekucje, wysiedlenia, obozy koncentracyjne i przymusową germanizację dzieci. To właśnie na ziemiach polskich powstała pierwsza sieć niemieckich obozów koncentracyjnych, a Auschwitz początkowo pełnił funkcję miejsca eksterminacji Polaków.

Nowak nie mówi tego w tonie oskarżenia wobec współczesnych Niemiec, lecz w imię prawdy historycznej, której pominięcie grozi zatarciem proporcji i sensu całej wojny. Jak podkreśla, prawda o ofiarach nie może być selektywna – nie można hierarchizować ludzkiego cierpienia według narodowości czy kolejności dat. W duchu Kozeleka profesor przypomina, że każda ofiara zasługuje na upamiętnienie, a każde ludobójstwo – na nazwanie po imieniu.

Dlatego apeluje, by projekt Domu Niemiecko-Polskiego uwzględnił polskie doświadczenie ludobójstwa, nie po to, by je przeciwstawiać Holokaustowi, ale by przywrócić historyczną prawdę o pełnym wymiarze niemieckiej polityki eksterminacyjnej. Bo tylko wtedy – mówi Nowak – możliwe będzie rzeczywiste „zrozumienie”, jeden z trzech filarów, które miały stanowić o sensie całego przedsięwzięcia.

Laboratorium zbrodni – niemiecka polityka wobec Polaków jako preludium do Holokaustu

Prof. Nowak przechodzi od diagnozy do jednoznacznego rozpoznania: to, co w nazewnictwie muzealnym i wystawienniczym bywa przemilczane, w istocie było próbą i laboratorium teorii rasowej — wczesnym etapem praktycznej realizacji przemocy, która potem przybrała formę masowej eksterminacji. Termin „laboratorium teorii rasowej”, zaproponowany przez Christophera Browninga, w jego ustach nabiera ciężaru dowodu: niemiecka polityka wobec Polaków od września 1939 r. nie była jedynie brutalną okupacją, lecz fazą testów, metod i narzędzi, które potem znalazły zastosowanie w jeszcze bardziej zgubnej skali.

Przykłady są wymowne i nie pozostawiają pola do eufemizmów. „Zbrodnia pomorska” — mordy dokonywane od września do listopada 1939 r. na dziesiątkach tysięcy cywilów przez specjalne formacje i zmobilizowanych sąsiadów — to nie chaotyczne akty zemsty, lecz element zorganizowanej, ukierunkowanej polityki. Ekshumacje i badania, które wydobyły szczątki i popiół spalonych ofiar, odsłaniają skalę i systemowość tych zbrodni. Czy można to nazwać inaczej niż ludobójstwem?

Równie cynicznym i precyzyjnym narzędziem były operacje określane jako Intelligenzaktion i akcja AB (Aktion „Ausserordentliche Befriedungsaktion”/„oczyszczająca”). Ich cel był jawny: zlikwidować polską elitę, odciąć głowę narodu. Tam, gdzie nie zabito od razu, stosowano deportacje, obozy, przymusową germanizację dzieci — mechanizmy mające doprowadzić do trwałego złamania polskiej tożsamości. W świetle tych działań określenie „ludobójstwo” wobec Polaków nie jest przesadą terminologiczną, lecz próbą wiernego oddania intencji i skutków polityki okupacyjnej.

Słowa, które Adolf Hitler miał wypowiedzieć na odprawie w Obersalzbergu 22 sierpnia 1939 r. — „Naszym celem jest zniszczenie Polski, eksterminacja Polaków” — brzmią dziś jako przerażające potwierdzenie. Gdy przywódca formułuje cel eksterminacji, a aparat państwowy i społeczne mechanizmy przemocy go realizują, mówimy o planie, a nie o przypadkowych zbrodniach. W takim kontekście każda próba pomniejszania i wybiórczego nazywania zbrodni jest nie tylko błędem metodologicznym, lecz i krzywdą wobec ofiar.

Stąd postulaty prof. Nowaka stają się jasne i pilne: projekt Domu Niemiecko-Polskiego musi nazwać po imieniu zarówno metody, jak i ofiary. Nie chodzi tu o konkurowanie pamięciami, lecz o uczciwe zrekonstruowanie sekwencji zbrodni, zrozumienie procesu — od 1939 roku, poprzez kolejne lata okupacji, aż po pełny wymiar Holokaustu. Tylko pełna narracja, która nie pomija „laboratorium” w Polsce, pozwoli zrozumieć, jak doszło do zgorszeń lat 1941–1945 i jak różne formy przemocy wzajemnie się warunkowały.

W świetle myśli Schillera i Kozeleka ten apel ma dodatkowy wymiar moralny: pamięć nie może być monolitem narzuconym „odgórnie”, lecz powinna zachować pluralizm doświadczeń i głosów — w tym głosów tych, którzy zostali ofiarami pierwszych faz eksterminacji. Kozelek ostrzegał przed erą bez świadków, gdy z przeszłości da się uczynić „Disneyland”. Nowak dopowiada: nie pozwólmy, by laboratoria przemocy zostały wymazane z pamięci tylko dlatego, że kolejne fazy zbrodni przyciągnęły słusznie większą uwagę.

Dom Niemiecko-Polski ma zatem szansę stać się miejscem, gdzie pełna prawda historyczna — nawet jeśli niewygodna — zostanie przedstawiona odpowiedzialnie: gdzie ludobójstwo wobec Polaków zostanie rozpoznane, gdzie mechanizmy, które umożliwiły tragedię, zostaną prześwietlone, a pojedyncze historie ofiar nie zostaną utracone w zbiorowym spektaklu pamięci. To warunek autentycznego „zrozumienia” — nie tylko jako hasła, ale jako działania prowadzącego ku rzeczywistej odpowiedzialności i wzajemnemu poszanowaniu.

Konferencje Gestapo–NKWD: współpraca totalitaryzmów przy likwidacji Polski

W refleksji prof. Andrzeja Nowaka temat czterech konferencji Gestapo–NKWD nabiera kluczowego znaczenia dla zrozumienia prawdziwego charakteru niemiecko-sowieckiego sojuszu z lat 1939–1941. To właśnie te spotkania – odbywające się kolejno w Brześciu, Przemyślu, Zakopanem i Krakowie – stanowiły praktyczną realizację postanowień paktu Ribbentrop–Mołotow. W ich trakcie ustalano metody likwidacji polskiego państwa, a także sposoby zwalczania rodzącego się polskiego podziemia.

Profesor podkreśla, że wbrew utrwalonej w rosyjskiej narracji tezie o „wojnie ojczyźnianej” rozpoczętej dopiero w 1941 roku, przez pierwsze dwa lata II wojny światowej Związek Sowiecki był najwierniejszym sojusznikiem III Rzeszy. Bez sowieckiego wsparcia – logistycznego, politycznego i militarnego – Hitler nie byłby w stanie zniszczyć Polski w tak krótkim czasie. Współpraca obu reżimów miała charakter systemowy: wymiana więźniów politycznych, koordynacja działań represyjnych, wzajemne konsultacje w sprawach bezpieczeństwa i wywiadu.

Ostatnia z konferencji, zorganizowana w 1940 roku w Krakowie – rodzinnym mieście profesora – miała miejsce, jak sam przypomina, „w konkretnej restauracji, którą do dziś można wskazać na mapie”. To zdanie nabiera symbolicznego wymiaru: terror i zdrada nie rozgrywały się w abstrakcji, lecz w realnych miejscach, w sercu okupowanej Polski. Tam właśnie ustalano, jak ostatecznie zlikwidować polską konspirację – jedyny wówczas aktywny ruch oporu w Europie.

Prof. Nowak wskazuje, że pamięć o tych wydarzeniach jest niemal całkowicie wymazana z niemieckiej i rosyjskiej kultury pamięci. Tymczasem to one stanowią dramatyczny dowód na to, że totalitaryzmy mogą współpracować ze sobą w imię imperialnych interesów, a wolność mniejszych narodów staje się wówczas jedynie kartą przetargową. W tym sensie cztery konferencje Gestapo–NKWD są czymś więcej niż epizodem historycznym — są symbolem porozumienia dwóch zbrodniczych systemów, które połączyła wspólna nienawiść do wolnej Polski.

Nowak podkreśla, że przypominanie o tym fakcie jest dziś obowiązkiem historyków i instytucji pamięci. Tylko pełne ujawnienie współudziału Związku Sowieckiego w pierwszym okresie wojny pozwala zrozumieć genezę późniejszych zbrodni – zarówno katyńskiej, jak i eksterminacyjnych działań niemieckich. Historia ta powinna być obecna w projekcie Domu Niemiecko-Polskiego nie jako marginalna wzmianka, lecz jako fundamentalny punkt odniesienia dla refleksji nad losem Polski między dwoma totalitaryzmami.

Nie wolno relatywizować historii – prawda o narodowym charakterze niemieckich zbrodni

W kolejnej części swojej refleksji prof. Andrzej Nowak stanowczo sprzeciwia się tendencjom do reinterpretowania historii II wojny światowej w duchu współczesnych ideologii i wrażliwości społecznych. Jak podkreśla, nie można w imię „pluralizmu” czy „neutralności tożsamościowej” zatracać tego, co stanowiło istotę zbrodni niemieckich – ich jednoznaczny, narodowy charakter.

Profesor wskazuje, że w projekcie Domu Niemiecko-Polskiego pojawia się propozycja przedstawiania historii wojny w sposób „pluralistyczny”, z uwzględnieniem „tożsamości mieszanych”, tak aby unikać zbyt „narodowych” ujęć przeszłości. Tego rodzaju podejście — zdaniem Nowaka — prowadzi jednak do rozmywania prawdy historycznej. Bo choć można dyskutować o złożoności ludzkich losów, nie można zaprzeczyć faktowi, że Polacy byli mordowani przez Niemców dlatego, że byli Polakami.

„Narodowość była w tym przypadku wyznacznikiem śmierci” — mówi Nowak. To właśnie polska tożsamość, nie pochodzenie społeczne, nie wyznanie i nie płeć, decydowała o tym, kto stawał się ofiarą niemieckiej polityki eksterminacyjnej.

Aby unaocznić skalę zafałszowań, profesor przywołuje przykład z obozu koncentracyjnego Ravensbrück. Jak relacjonuje, współczesne projekty muzealne zmierzają ku temu, by przedstawiać ten obóz jako symbol „prześladowania kobiet”. Tymczasem — przypomina Nowak — kobiety w Ravensbrück były również strażniczkami, a ofiary trafiały tam nie z powodu płci, lecz z powodu narodowości. Ponad 40% więźniarek stanowiły Polki — zamykane, torturowane i mordowane dlatego, że należały do narodu uznanego przez III Rzeszę za podludzki.

Profesor przestrzega przed przenoszeniem współczesnych kategorii moralnych i społecznych na wydarzenia historyczne. Choć dzisiejsza wrażliwość na kwestie równości i dyskryminacji jest ważna, nie może zastępować prawdy historycznej. W przeciwnym razie — ostrzega Nowak — historia zostaje poddana ideologicznemu retuszowi, który zaciera granicę między katem a ofiarą.

W jego słowach pobrzmiewa apel o odwagę w nazywaniu rzeczy po imieniu. Niemiecka polityka eksterminacyjna wobec Polaków była ludobójstwem motywowanym narodowo. Próba „ułagodzenia” tego faktu w imię poprawności czy uniwersalizmu oznacza zdradę pamięci ofiar. „Nie można z przeszłości robić teatru wrażliwości — mówi Nowak — bo wtedy przestaje być ona nauką i staje się fikcją”.

Niebezpieczne przesunięcie akcentów – o pokusie relatywizacji winy w projekcie Domu Niemiecko-Polskiego

W dalszej części swojego wystąpienia prof. Andrzej Nowak podejmuje niezwykle delikatny i zarazem kontrowersyjny wątek — sposób, w jaki w projekcie Domu Niemiecko-Polskiego ma zostać przedstawiony temat polskiej kolaboracji z Niemcami w czasie II wojny światowej. Jak relacjonuje, podczas publicznej dyskusji w Instytucie Pileckiego w lipcu tego roku, profesor Peter Oliver Löw, dyrektor Instytutu Polsko-Niemieckiego w Darmstadt, wskazał, że jednym z ważnych zadań nowego muzeum będzie przypomnienie przypadków polskiego współudziału w Holokauście.

Nowak reaguje na tę koncepcję z wyraźnym niepokojem i sprzeciwem — nie dlatego, że neguje sam fakt istnienia kolaboracji, lecz dlatego, że jej ujęcie w kontekście instytucji mającej upamiętnić polskie ofiary jest, jak mówi, „co najmniej niezręczne”. Historyk nie unika prawdy — otwarcie przyznaje, że w czasie okupacji istniały przypadki wydawania Żydów Niemcom, że byli w Polsce ludzie kierujący się strachem, chciwością czy uprzedzeniami. Te fakty, jak podkreśla, należy badać i opisywać. Jednak — i to jest istota jego argumentu — nie wolno ich stawiać na równi z niemiecką odpowiedzialnością za Holokaust, ani tym bardziej używać jako elementu „współoskarżenia” Polaków w instytucji, której celem jest oddanie czci polskim ofiarom.

Profesor przypomina, że Dom Niemiecko-Polski jest przedsięwzięciem realizowanym i finansowanym wyłącznie przez rząd Republiki Federalnej Niemiec. W takim kontekście próba przeniesienia części ciężaru winy na ofiarę nabiera szczególnie niebezpiecznego wymiaru. To bowiem nie tylko kwestia interpretacji, ale i symbolicznego gestu: odwrócenia ról sprawcy i poszkodowanego.

Nowak zauważa, że dla badań nad kolaboracją czy zjawiskiem szmalcownictwa istnieją inne, właściwe miejsca — muzea, ośrodki naukowe, publikacje historyczne. Dom Niemiecko-Polski nie powinien być jednym z nich, bo jego głównym zadaniem jest przywrócenie pamięci o polskich ofiarach, które przez dziesięciolecia pozostawały w cieniu międzynarodowej świadomości.

Profesor określa propozycję niemieckich autorów mianem „niezręczności”, ale jego ton zdradza, że ma na myśli coś znacznie poważniejszego — moralne i polityczne nadużycie pamięci. Włączenie wątku polskiej kolaboracji w narrację o polskich ofiarach może bowiem prowadzić do niebezpiecznego zatarcia granicy między odpowiedzialnością a cierpieniem. „Nie można w miejscu poświęconym ofiarom – mówi Nowak – szukać pretekstu do współodpowiedzialności. To byłoby zaprzeczeniem sensu upamiętnienia”.

W jego słowach wybrzmiewa troska o zachowanie proporcji, ale także o prawdę — prawdę, która nie potrzebuje upiększeń, lecz domaga się jasnego nazwania ról: kto był katem, a kto ofiarą.

Od pomnika pamięci do pomnika rozmycia – o zmianie sensu upamiętnienia polskich ofiar

W końcowej części swojego wystąpienia prof. Andrzej Nowak powraca do źródeł całej inicjatywy budowy Domu Niemiecko-Polskiego i pomnika, który miał stanąć w Berlinie jako symbol pamięci o ofiarach niemieckiej okupacji. Przypomina, że pierwotny zamysł projektu był jasny i jednoznaczny: upamiętnienie polskich ofiar II wojny światowej. Tak właśnie brzmiało pierwsze sformułowanie – z naciskiem na narodowy charakter cierpienia, którego Polska doświadczyła w latach 1939–1945.

Nowak zwraca uwagę, że pierwotna idea była zgodna z głosem wspomnianego wcześniej Reinharda Kozeleka – niemieckiego historyka, który domagał się postawienia pomnika Polakom zabitym przez Niemców. Kozelek, świadek wojny, rozumiał wagę tego gestu – był to bowiem nie tylko akt pamięci, ale i moralnego uznania, że Polska była ofiarą, a nie współsprawcą tragedii XX wieku.

Tymczasem w najnowszej wersji projektu, jak wskazuje profesor, nastąpiła pozornie drobna, lecz w istocie fundamentalna zmiana. Obecnie proponowany napis na pomniku ma brzmieć:

„Wszystkim ofiarom niemieckiej okupacji Polski 1939–1945.”

Na pierwszy rzut oka wydaje się to jedynie kosmetyczną korektą, ujęciem bardziej „inkluzywnym”. Ale – jak podkreśla Nowak – różnica między „pamięci polskich ofiar” a „wszystkim ofiarom” jest głęboka i niebezpieczna. W rzeczywistości bowiem prowadzi do rozmycia sensu niemieckiej polityki okupacyjnej, której istotą była eksterminacja narodu polskiego – jako narodu.

Profesor tłumaczy, że okupacja niemiecka w Polsce nie była wymierzona w „mieszane tożsamości”, ani w jakąś abstrakcyjną kategorię ofiar. Była aktem planowego ludobójstwa wobec polskiej wspólnoty narodowej – wobec jej elit, kultury, państwowości i samej biologicznej egzystencji. W tym sensie odejście od precyzyjnego określenia „polskie ofiary” oznacza zatarcie historycznej prawdy i rezygnację z moralnej odpowiedzialności za nazwanie rzeczy po imieniu.

Nowak zauważa, że w przestrzeni europejskiej istnieje już wiele pomników i instytucji poświęconych ofiarom Holokaustu, Sinti i Romom, osobom niepełnosprawnym, prześladowanym z różnych powodów. Wszystkie te upamiętnienia są potrzebne i zasługują na najwyższy szacunek. Ale właśnie dlatego – argumentuje profesor – nie może zabraknąć miejsca, które przypomina o losie polskich ofiar, o narodzie, który w 1939 roku padł pierwszą ofiarą dwóch totalitaryzmów i przez lata pozostawał niedostrzegany w zachodniej pamięci.

Zmiana jednej formuły, jednego zdania na pomniku – mówi Nowak – nie jest drobiazgiem. To decyzja o kształcie pamięci historycznej, o tym, czy prawda pozostanie prawdą, czy zostanie rozcieńczona w języku ogólników i fałszywego uniwersalizmu.

W jego słowach pobrzmiewa mocne przesłanie: upamiętnienie ma sens tylko wtedy, gdy jest wierne faktom i nazwie zło po imieniu. Pomnik poświęcony wszystkim ofiarom staje się bowiem pomnikiem niczyim. Pomnik dedykowany polskim ofiarom — pomnikiem prawdy.

Pierścień Zygmunta Starego – symbol utraconego dziedzictwa i próba prawdziwego pojednania

W końcowym fragmencie swojego wystąpienia prof. Andrzej Nowak powraca do gestu — nie tylko symbolicznego, lecz głęboko zakorzenionego w polskim doświadczeniu historycznym. Przypomina o tym, że II wojna światowa to nie tylko ofiary ludzkie, lecz również ogromne straty kulturowe i cywilizacyjne. Jak podaje, z danych Ministerstwa Kultury wynika, że 516 tysięcy polskich zabytków zostało zrabowanych przez Niemców podczas okupacji. Wśród nich znajdowały się dzieła sztuki, przedmioty sakralne, pamiątki narodowe, dokumenty i symbole państwowości.

Profesor przywołuje świeży przykład, który poruszył opinię publiczną – odnalezienie pierścienia króla Zygmunta Starego w Muzeum Jubilerskim w Pforzheim. To niezwykłe odkrycie, ale także bolesne przypomnienie, jak wiele elementów polskiego dziedzictwa wciąż pozostaje poza granicami kraju, często w niemieckich kolekcjach.

Nowak wplata w tę opowieść głęboko symboliczny kontekst. Przypomina, że insygnia koronacyjne Rzeczypospolitej, świadectwo jej ośmiusetletniej historii, zostały zniszczone na rozkaz króla pruskiego Fryderyka Wilhelma po rozbiorach. Korony, berła i jabłka królewskie – symbole suwerenności – przetopiono na pruskie talary. To akt, który można odczytać jako barbarzyński gest unicestwienia pamięci o polskiej państwowości. Wobec tego – mówi Nowak – pierścień Zygmunta Starego nabiera szczególnego znaczenia. Jest nie tylko relikwią, ale ostatnim świadkiem dawnej świetności Rzeczypospolitej, znakiem jej ciągłości kulturowej i duchowej.

Profesor opowiada, że pierścień został zrabowany we wrześniu 1939 roku z majątku Czartoryskich w Sieniawie – jednej z najstarszych i najbardziej zasłużonych rodzin polskiej arystokracji, od pokoleń opiekunów narodowych pamiątek. Dziś, po ponad osiemdziesięciu latach, ten sam przedmiot może stać się symbolem nowego początku, gestem pojednania, jeśli tylko Niemcy podejmą decyzję o jego zwrocie Polsce.

W tym miejscu ton profesora staje się niemal pojednawczy – nie jest to już głos oskarżyciela, lecz apel o moralne współdziałanie. Nowak proponuje, by Niemcy wsparli polskie starania o odzyskanie pierścienia – „na dobry początek rozmowy w Domu Niemiecko-Polskim”. To prosty, a zarazem głęboki gest: przywrócić coś, co zostało zabrane, nie tylko materialnie, ale symbolicznie.

W zakończeniu jego słów brzmi przesłanie, które spaja całość wykładu: prawdziwe pojednanie nie może opierać się na zapomnieniu czy rozmyciu win, lecz na prawdzie, pamięci i sprawiedliwości. Oddanie pierścienia – mówi Nowak – byłoby aktem zrozumienia tej prawdy. Nie jako gest grzeczności, lecz jako znak szacunku wobec historii i wobec narodu, który mimo strat potrafił zachować godność.

Końcowy akord wykładu prof. Nowaka – historia pierścienia Zygmunta Starego – jest symbolicznym zwieńczeniem całej opowieści. Zrabowany w 1939 roku i odnaleziony po dziesięcioleciach w niemieckim muzeum, staje się on znakiem losu polskiego dziedzictwa: utraconego, rozproszonego, ale wciąż istniejącego. W geście zwrotu tego pierścienia Nowak widzi możliwość prawdziwego pojednania – nie opartego na pustych gestach, lecz na uznaniu prawdy i naprawie krzywdy.

Jego przesłanie jest jasne: nie ma pojednania bez prawdy, ani zrozumienia bez pamięci. Dom Niemiecko-Polski, jeśli ma mieć sens, musi stać się miejscem, w którym obie strony spotkają się nie w pół drogi kompromisu, lecz w całej prawdzie o historii – także tej trudnej, bolesnej, wymagającej odwagi.

W tym duchu słowa profesora brzmią jak testament historyka i obywatela: pamięć nie jest ciężarem, lecz warunkiem wolności. Tylko ci, którzy potrafią nazwać przeszłość po imieniu, mogą budować przyszłość opartą na zaufaniu. Pierścień Zygmunta Starego – symbol polskiej ciągłości i dawnej chwały – staje się więc w jego interpretacji nie tylko zabytkiem, lecz wezwaniem do moralnego odnowienia.

Dom, o którym mówi Nowak, ma być domem nie zapomnienia, lecz świadomej pamięci – domem, w którym prawda o ofiarach i sprawcach zostanie wypowiedziana w pełni, a zrozumienie między narodami stanie się możliwe właśnie dlatego, że nikt nie będzie musiał rezygnować z własnej historii.

WYKŁAD PROF. ANDRZEJA NOWAKA DLA AFD W BERLINIE. Niemiecki oraz rosyjski imperializm.

Aktualności

Premier Morawiecki ma rację – fakty obalają narrację Bosaka

Pierwszym obowiązkiem każdego polityka powinno być mówienie prawdy, zwłaszcza wtedy, gdy chodzi o fundamenty...

Pamiętamy o naszych Przyjaciołach – 1 listopada 2025

Jak co roku, w dniu 1 listopada, członkowie naszego Stowarzyszenia odwiedzili groby zmarłych Przyjaciół...

Pomoc dla Albertówki

Ks. Franciszek Głód, emerytowany proboszcz parafii św. Elżbiety przy ul. Grabiszyńskiej we Wrocławiu, skąd...

Manifestacja w obronie Rzeczypospolitej

W sobotnie popołudnie, 11 października 2025 roku, na Placu Zamkowym w Warszawie odbyła się...