Wyniki wyborów znamy. Według niektórych zagranicznych komentatorów polscy wyborcy oszaleli zamieniając władzę, która (wedle ekspertów zagranicznych) znakomicie poradziła sobie w czasach kryzysu ekonomicznego, realnie podniosła poziom życia Polaków, i zaczęła bronić interesów Polski na arenie międzynarodowej na władzę która do tej pory najbardziej znana jest z niedotrzymywania obietnic, a ostatnio z hasła ośmiu gwiazdek. Inni zagraniczni komentatorzy chwalą Polaków za wybór władz, które znów będą płynąć w głównym nurcie polityki europejskiej, to znaczy popierać bez szemrania plany Brukseli i Berlina stworzenia superpaństwa europejskiego ze stolicą i ośrodkiem decyzyjnym – wiadomo gdzie. Trwają próby rozliczeń, analizy błędów. Są także opinie, że w takich warunkach i tak cudem jest uzyskanie przez PiS 35 proc. poparcia.
Z naszych kandydatów mandaty otrzymali Mateusz Morawiecki (w okręgu katowickim) i Ireneusz Zyska (w okręgi wałbrzyskim). Niestety nie udało się zdobyć mandatu Andrzejowi Kołodziejowi w okręgu Gdynia-Słupsk. Z liczbą 5818 głosów zajął na swojej liście szóste miejsce. W okręgu wrocławskim kilkanaście osób z naszego środowiska zaangażowało się we wspieranie kampanii wyborczej Romana Kowalczyka. Część naprawdę mocno pracowała, za co należą się im nasze wielkie podziękowania. Można przypuszczać, że częściowo dzięki tej pracy Roman Kowalczyk uzyskał aż 6591 głosów i wyprzedził piątego na liście PIS Andrzej Jarocha. Niestety, podobnie jak w Gdyni, Romana wyprzedził 21-szy na liście Przemysław Czarnecki z 9342 głosami. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że wydaje się, iż Czarnecki uzyskał swoje głosy wyłącznie dzięki rozwieszeniu olbrzymiej liczby bilbordów na całym Dolnym Śląsku (za wielkie pieniądze). Smutne jest, że ochotnicze zaangażowanie w kampanię kandydata nie jest w stanie przeskoczyć odpowiedniej sumy pieniędzy. Ponieważ jednak PiS tym razy dostał w okręgu wrocławskim tylko 4 mandaty, piąte miejsce, o które walczyliśmy i tak nie było premiowane mandatem.
Do sejmu dostali się natomiast różni donosiciele, awanturnicy, przestępcy, niepoważni ludzie i komedianci. Nazwisk nie będę wymieniał. Można powiedzieć prawdziwa reprezentacja narodu, tych którzy zadecydowali o zamianie „siekierki na kijek” w tej kadencji. Nie wiem czy to dobre pocieszenie, ale wcale nie jest lepiej w polityce USA czy Niemiec. Rzecz w tym, że demokracja tak właśnie wygląda, a szczególnie w czasach błyskawicznej popularyzacji przez internet rożnych nieracjonalnych idei i zalewającej świat Zachodu neomarksistowskiej fali.
Przed obozem niepodległościowym wielkie zagrożenie: próba pozbawienia Polski suwerenności poprzez zmianę traktatów europejskich. W pesymistycznym tonie pisze o tym nasz kolega Artur Adamski na łamach portalu solidaryzm.eu. Na 11 listopada zapowiadany jest Marsz Niepodległości pod hasłem „Jeszcze Polska nie zginęła„. Ja zauważę, że bywaliśmy w naszych dziejach w dużo gorszej sytuacji. Więc raczej powtórzę: Jeszcze Polska nie zginęła! Niepodległość nie jest dana raz na zawsze. Nieustannie trzeba o nią walczyć. Więc nie popadajmy w jałowe biadolenie. Walczymy nadal. Bywało gorzej.
Andrzej Kisielewicz